Strony

23 lut 2012

Umowa o dzieło/zlecenia a umowa o pracę

     Przeglądając różnego rodzaju fora oraz opinie dotyczące zmian, jakie chciałaby wprowadzić Komisja Europejska nie dało się nie zauważyć, że dość spora rzesza osób jest niezadowolona z tego, że przez ileś lat pracuje na umowę o dzieło lub na umowę zlecenie. Pracują już tak parę ładnych lat i nie wiedząc czemu tkwią w tym na własne życzenie, oczywiście obarczają innych że taki mamy kraj, że nie ma sprawiedliwości, że nikt nie kontroluje pracodawców i po rozwiązaniu takiej umowy czeka ich zasiłek z opieki społecznej, albo co gorsza ulegną wypadkowi lub zajdą w ciąże i co wtedy. Aż samo się nasuwa - czy ktoś wam każe w tym tkwić? Czy ktoś was przymusza do tego? Wiadomo, słyszy się odpowiedzi że takie są realia rynku i jak proponuje się pójście z tym do sądu to znowu z drugiej strony słychać tylko narzekania. Wniosek nasuwa się jeden - jesteśmy narodem narzekający dużo byśmy chcieli ale od siebie nic nie dajemy. Praktyka jednak wskazuje, że część osób jednak walczy w sądach o uznanie umowy o dzieło czy umowy zlecenia za umowę o pracę i to z powodzeniem. Kiedy zaciera się ta granica pomiędzy tymi umowami?
Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie trzeba pokrótce chociaż opisać każdą z tych umów i tak:
- umowa o pracę: umowa starannego działania, odpłatna, praca świadczona osobiście, podporządkowanie, odpowiedzialność indywidualna, powtarzalność pewnych czynności;
- umowa zlecenia: umowa starannego działania, odpłatna lub nie, praca może być świadczona osobiście lub przez osobę trzecią, brak podporządkowania, odpowiedzialność solidarna wspólnie pracujących;
- umowa o dzieło: umowa rezultatu, odpłatna, praca może być świadczona osobiście lub przez osobę trzecią, brak podporządkowania, odpowiedzialność solidarna wspólnie pracujących osób.
A teraz dwa proste przykłady z życia wzięte. Pan Józef od dwóch lat pracuje już w firmie na podstawie umowy o dzieło na stanowisku spawacza. Co miesiąc dostaję, nazwijmy to "wynagrodzeniem", przychodzi do pracy o ustalonych godzinach (ale nie ma w firmie listy obecności), gdy choruje to wystarczy tylko że ma powiadomić o tym szefa zmiany - nikt go nie kontroluje, jednym słowem przychodzi i robi swoje i tak od poniedziałku do piątku. W pracy ulega poważnemu wypadkowi i występuje do sądu o uznanie, że przez okres dwóch lat pracował tak de facto na podstawie umowy o pracę. Pan Józef ma rację,  choć nie było typowego podporządkowania - nie każda praca tego wymaga, to jednak zaistniały inne okoliczności takie jak: powtarzalność pewnych czynności i praca o ustalonych godzinach, "wynagrodzenie", praca nie mogła być świadczona przez osobę trzecią i to przesądziło o uznaniu tej umowy za umowę o pracę.
Drugi przykład pani Krysi, która wcześniej pracowało na podstawie umowy o pracę a od roku pracuje na podstawie umowy zlecenia na stanowisku księgowej. Przychodzi też o jakiś ustalonych godzinach, oczywiście nie ma żadnej listy obecności, też jej nikt nie kontroluje - podobnie wszystko przebiega jak w przykładzie wyżej. Okazuje się, że pani Krysia jest w ciąży i co teraz? Też składa do sądu pozew o uznanie, że pracowało na podstawie umowy o pracę. Tutaj sytuacja jest bardziej skomplikowana, ponieważ oprócz zbadania samej umowy zlecenia sprawdza się jeszcze czy poprzednia umowa o pracę odpowiadała pracy wykonywanej na podstawie umowy zlecenia. W tym przypadku zakres wykonywanych obowiązków się pokrywał, także sąd uznał, że druga umowa była tak de facto umową o pracę.
     Przy badaniu czy mamy do czynienia z umową cywilnoprawną czy z umową o pracę należy wskazać cechy dominujące takiej umowy i jak już wspomniałam nie zawsze będzie istnieć forma podporządkowania. Zależy to w szczególności od specyfiki danej pracy, może być przecież tak że poświęcamy swój czas na wykonywanie zadań zleconych przez pracodawcę lub zakres "obowiązków" ustala się dużo wcześniej i wtedy nikt nas nie kontroluje jak je wykonujemy - przychodzimy i robimy swoje.
     Czy jesteśmy skazani by przez dłuższy okres pracować na podstawie umów cywilnoprawnych? Nikt nas do tego nie przymusza, dlatego nie rozumiem niektórych wypowiedzi, że ja to pracuje tyle a tyle na podstawie takiej umowy i nic z tego nie mam. Nikt wam nie kazał i nie każe w tym tkwić, oczywiście zapominamy jeszcze o jednej dość istotnej kwestii - wynagrodzenie jakie otrzymują osoby pracujące na podstawie umów cywilnoprawnych, które jest znacznie wyższe niż minimalne wynagrodzenie ale o tym nikt już nie wspomina. Najlepiej narzekać i psioczyć na cały świat a prawda jest taka, że choć nie jesteście zadowoleni z takiej formy zatrudnienia to nic z tym nie robicie i nie wynika to do końca z tego, że po co się po sądach włóczyć tylko zależy wam na wysokim wynagrodzeniu i tyle. Dlatego po co się tak oburzać na pracodawcę skoro i tak nie chcemy tego zmienić - no ale każdy Polak musi na coś ponarzekać, taka nasza natura. Jeżeli jesteście tak bardzo nie zadowoleni z tego to u licha zróbcie coś z tym, zacznijcie działać, kombinujcie, pytajcie na forach - po prostu ruszcie swoje cztery litery. Kto wie, im więcej takich osób to może pracodawcy w końcu się obudzą, nigdy nie wiadomo. Warto próbować! 
Na szczęście część osób walczy o swoje prawa, także może nie jest tak źle z tym naszym społeczeństwem.
   

2 komentarze: